Mimo wielu obaw związanych z pandemią udało się nam w końcu dzięki zaangażowaniu Tomka wyjechać na pięć dni z rowerami nad morze. 3 września zapakowaliśmy rowery do autobusu i szczęśliwi, że nareszcie gdzieś jedziemy w ilości 21 osób skierowaliśmy się w stronę Władysławowa.
Tutaj w dzielnicy Cetniewo, w pensjonacie „ Muszelka” czekały na nas pokoje. Pogoda wprawdzie nie rozpieszczała, ale nie padało, toteż grupkami ruszyliśmy pieszo i rowerami na rekonesans po okolicy i obowiązkowo nad morze. Drugi dzień – kierunek Hel. Dwóch rowerzystów wyruszyło w obie strony rowerami ( przejechali w sumie 90 km), a pozostali, autobusem pojechali na Hel i po zwiedzeniu najciekawszych miejsc: cypla na końcu Polski, latarni morskiej i fokarium, część wracała rowerami do Władysławowa. Ścieżka rowerowa super, trasa atrakcyjna i ciekawa. Po drodze była przerwa na kawę w Juracie. W sumie przejechaliśmy 44 kilometry i zajechaliśmy prosto na obiad u sympatycznego pana Okonia.
W sobotę padający od rana deszcz pokrzyżował nam plany. Były więc spacery i całkiem udane zakupy, a część grupy pojechała do Pucka. Za to wieczór spędziliśmy bardzo miło przy grillu, muzyce i tańcach na świeżym powietrzu.
W niedzielę część pojechała rowerami do Pucka, część do Jastrzębiej Góry i do Karwii. Przepiękne widoki i trasa wzdłuż zatoki były nagrodą za utrudniający jazdę rowerem wiatr i padający momentami deszcz. Wieczorem ostatni spacer nad morze i załadunek rowerów do autobusu.
W poniedziałek, po śniadaniu spakowaliśmy się i ruszyliśmy w stronę domu. Po drodze zatrzymaliśmy się w Piaśnicy Wielkiej, miejscu, gdzie w czasie II wojny światowej Niemcy wymordowali około 12 tysięcy mieszkańców tych terenów. W lesie znajduje się 26 zbiorowych mogił, a w 2010 roku wybudowano kaplicę pomnik – mauzoleum ku czci pomordowanych. Po zapaleniu zniczy i chwili zadumy wróciliśmy do autokaru. Stamtąd już bezpośrednio zadowoleni i wypoczęci wróciliśmy do Wągrowca. Dziękujemy Tomkowi za zorganizowanie wspaniałej wycieczki.
